wtorek, 16 lutego 2010

Przemieszczając się łódzkim MPK...

Czekając na autobus...

[P]an bez karku stojący z galerianką.

[D]rugi pan, który nie potrafi podrapać się po plecach (też z [G]alerianką).


Przypadkowe spotkanie.

[P]: Staaary!

[D]: O k***a! Cześć!

[P]: W c**j (uniwersalny liczebnik nieokreślony) czasu.

[D]: No... A sorry, pozwól, że Ci przedstawię. Moja świnia Natalia.

[G]: Cześć! Natalia jestem.

Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim.
Georg Orwell "Folwark zwierzęcy"

poniedziałek, 15 lutego 2010

Zza bibliotecznej lady...

To uczucie kiedy książką (na którą tak czekasz) zakupiona w marcu zeszłego roku, dziś trafia na półkę do wolnego dostępu... bezcenne :)

niedziela, 14 lutego 2010

Zawartość cukru w cukrze

Nie wiem co mnie podkusiło aby dzisiaj wybrać się do "Manufaktury próżności" i tam w towarzystwie pysznej kawy i dobrej książki spędzić popołudnie. Gdybym był diabetykiem to nawet największa dawka insuliny by mi nie pomogła. "Słitaśne" buziaczki, "słitaśne" uściski, "słitaśne" serduszka, "słitaśne" spojrzenia, "słitaśne" uśmiechy... Nawet moja ulubiona kawa była słodsza niż zwykle. Po dwóch godzinach spędzonych w karmelowej atmosferze powiedziałem dość!

Wikipedia podpowiada, że Święty Walenty to patron ciężkich chorób, zwłaszcza umysłowych, nerwowych i epilepsji. Teraz wiem czemu Św. Walenty jest kojarzony z dniem zakochanych, większość ludzi w tym dniu zachowuje się jak cierpiący na choroby umysłowe ]:->

Przy okazji dzisiejszego "święta" trochę literatury pasującej do "słitaśnej" stylistyki. Jest taka pisarka, którą można traktować jako swoisty fenomen. Przez czytelniczki zwana "Sztilową", "Stellą" ew. panem "Stilem". Jeśli nikt z Was jeszcze nie zorientował się o kim mowa to wyjaśniam, że chodzi o bardzo płodną literacko Danielle Fernande Dominique Schuelein-Steel, znaną jako Danielle Steel. W czasach gdy pracowałem w bibliotece publicznej, pani Steel była rozchwytywana, nie ważne czy książka była wydana w roku 1992 czy 2002, każda jej pozycja nie stała na półce dłużej niż 5 min. I pewnego dnia sam postanowiłem zasmakować twórczości pani Steel... i smakowałem 3 razy, za każdym razem rezygnując po 5, 10 stronach. Za trzecim razem krzycząc "na pohybel" chwyciłem liczącą zaledwie 128 stron skromną książeczkę pod tytułem "Anioł Johnny". I ponownie po kilku stronach musiałem wypić szklankę soku z cytryny. Do dziś nie wiem w czym tkwi fenomen "Stelli", co w jej twórczości tak podoba się czytelnikom?

Dobra, może nie jestem romantykiem...

W każdym razie, dla wszystkich cierpiących na choroby umysł... tzn. wszystkim zakochanym i lubiącym ckliwe historie polecam "dzieła" pani Steel.


I pozostając nadal w "słitaśnej" stylistyce coś specjalnie na WALIENTYNKI [sic!]



Zastanawiam się czemu pani Aldona nie reprezentowała nas jeszcze na konkursie Eurowizji? Jestem pewien, że zdeklasowałaby konkurencję...

Może za rok, z tego co mi wiadomo w dzisiejszych krajowych eliminacjach pani Aldony zabrakło, a szkoda...

poniedziałek, 8 lutego 2010

Zza bibliotecznej lady...

U mnie cuda zobaczycie i dziwy usłyszycie...

[C]zytelniczka wpłacająca kaucję.

[J]a kaucję przyjmujący.

[J]: Czy wpłacała już pani wcześniej kaucję?

[C]: Nie.

[J]: Czyli nie zna pani wszystkich zasad?

[C]: Nie.

[J]: Wspaniale... Zatem proszę zapoznać się z informacją, która znajduje się tutaj (wskazując na stronę formatu A4 z opisem zwrotu kaucji).

Czytelniczka zagłębia się w lekturze.

[C]: O Boże! O ludzie!

[J]: ?

[C]: O Panienko! Nie wierzę, nie wierzę!

W sumie czemu tu się dziwić, gdybym był na miejscu tej pani, moja reakcja byłaby zapewne identyczna...

A może następnym razem wezwać egzorcystę?

czwartek, 4 lutego 2010

Zza bibliotecznej lady...

Syndrom "lewej nogi" trwa...

Jak wstałem lewą nogą w poniedziałek, tak mamy dziś czwartek i nic nie zapowiada poprawy. Na dodatek moja ulubiona grupa czytelników, czyli "bilingwalni" studenci z wymiany wracają do domów ;( Oni jako nieliczni wykazywali się wysoką kulturą osobistą (nie wszyscy rzecz jasna). Zawsze uśmiechnięci, ciepli, pozdrawiający mnie przy wejściu/wyjściu, dostosowujący się do mojego poziomu językowego :P A teraz ich nie będzie buuu...

Nadal...

I hate my job!

Byle do niedzieli...

poniedziałek, 1 lutego 2010

Młodszy bibliotekarz czyta...


Franken-żywność

Pamiętam jak kilka dobrych lat temu obejrzałem film "Super Size Me" w reżyserii Morgana Spurlocka. O filmie było bardzo głośno. Tych, którzy nie wiedzą o czym piszę zapraszam tutaj. Skutki diety jaką zastosował Spurlock były przerażające. Przerażająca była również moja reakcja po obejrzeniu filmu. Pierwsze co zrobiłem, to skierowałem swoje kroki do najbliższej "restauracji" (to chyba za duże słowo) sieci McDonald's w celu zamówienia soczystej kanapki Big Mac i dużej porcji frytek...

Jestem zwolennikiem zdrowej żywności, niestety... bywają takie dni w miesiącu? tygodniu?, że najzwyczajniej mam ochotę pochłonąć jakiś fast-food. I właśnie taki dzień nastał w zeszłym tygodniu. Po pracy pognałem do McDonald'sa i z rozkoszą zjadłem dwie kanapki McRoyal.

Następnego dnia dwa McRoyale przypominały intensywnie o swojej obecności w moim żołądku. A to skłoniło mnie to poszukania jakiejś książki na temat junk food. I udało się, w moje ręce trafiła licząca niemal 500 stron książka autorstwa Erica Schlossera "Kraina Fast Foodów". Książkę "pożarłem", niczym najlepszego fast-fooda ;P

Schlosser bezpardonowo przybliżył mi historię złotych łuków (i innych fast-foodowych potentatów), które są chyba najbardziej rozpoznawalnym logo na świecie. Dzięki lekturze jego fascynującej książki, wiem co kryje się za niewielką bułeczką przełożoną kawałkiem grillowanego mięsa, musztardą i ogórkiem, podaną z uśmiechem przez kasjera. Bród, smród, wyzysk, cierpienie ludzi i zwierząt oraz E. coli 0157:H7. Po tej książce, hamburgery nie będą już smakowały tak jak kiedyś.

Fragment książki znajdziecie
tutaj.

I'm lovin' it? - zdecydowanie nie...

Zza bibliotecznej lady...


Dziś...

I hate my job!

Jestem jak ten papier toaletowy...