piątek, 9 kwietnia 2010

Młodszy bibliotekarz czyta...

http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90440,7741158,Bibliotekarski_dramat.html

Jedyny dramat to niektóre komentarze pod artykułem.

I poSTRaFJam PÓryZtÓF IENSykoFyH, którzy tak dzielnie dbają o jakość lingwistyczną artykułu...

Kocham ten kraj, gdzie śmierdzi, nie ma roboty, a Stefan robi za bibliotekarza...

Polecam :)

wtorek, 30 marca 2010

piątek, 26 marca 2010

Młodszy bibliotekarz przed "srebrnym ekranem"

Going down the rabbit hole...


Czyli "zmierzać w głąb króliczej nory". Rzekomo w środowisku narkomanów zwrot ten oznacza zażywanie narkotyków. Plotki głoszą, że autor "Alicji w Krainie Czarów" Charles Lutwidg Dodgson, lepiej znany jako
Lewis Carroll, napisał książkę będąc "na haju". Ja jestem skłonny w to uwierzyć. Oglądając ekranizację książki Carolla (w 3D, oryginalnej wersji językowej i niemal pustej sali) miałem wrażenie, że sam jestem "na haju". Plastyczne schizofreniczno-surrealistyczne wizje Tima Burtona wykreowane za sprawą techniki komputerowej (Kot z Cheshire mmmm...) i aktorów (wszechstronny Johny Depp, świeża Mia Wasikowska i powalająca Helena Bonham Carter) powodują, że nie wiem jak zakończyć to zdanie :P Warto jeszcze wspomnieć o Anne Hathaway, która trzyma narkotyczny poziom filmu, zachowując się jak odurzona opium. Całości dopełnia wspaniała muzyka. Kino na dobrym poziomie plus narkotyczne wizje bez używek :)

Mówię Wam, czerwona królowa istnieje ]:->



środa, 24 marca 2010

Młodszy bibliotekarz czyta...

Zachęcam do lektury nowego numeru "Polityki". A w nim: proza dnia codziennego czyli biblioteki rozruszające wieś i pasja a może już obsesja (moja) czyli fascynujący język niesłyszących.

środa, 17 marca 2010

Zza bibliotecznej lady...

Erotic Wednesday

Dialog zasłyszany przy wrzutni:

[D]oświadczona czytelniczka.

[N]iedoświadczony czytelnik.

[N]: Jak ja mam te książki zwrócić?

[D]: Włóż książkę tutaj, ale powoli. Głębiej, głębiej, głębiej. O właśnie tak.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

[C]zytelnik.

[J]a.

[C]: Przepraszam bardzo, ale nie wiem co zrobić bo mi się książka spuściła.

[J]:...

Bo mężczyźni myślą o seksie średnio co 7 sekund...

piątek, 12 marca 2010

Refleksje młodszego bibliotekarza...

Gnuśnieję, gnuśnieję już drugi tydzień i... dobrze mi z tym. Przez ten błogi okres starałem się nie myśleć o pracy, a w zasadzie o moim "ambitnym" stanowisku. Specjalnie rozgraniczyłem pracę od stanowiska, pracę w znaczeniu zawodu lubię, stanowiska zdecydowanie nie. Ale o tym każdy wie :) Wracając do tematu - i tak przez okres dwóch tygodni starałem nie zaprzątać sobie głowy pracą, grzecznie łykałem antybiotyk i stosowałem się do zaleceń lekarza. Niestety praca nie dawała o sobie zapomnieć. Najpierw podczas porządkowania dokumentów z mojej teczki wypadła pocztówka... właśnie taka:




Pocztówkę kilka tygodni temu znalazłem przy mojej służbowej ladzie (między repertuarem Teatru Wielkiego a ogłoszeniami dla studentów) i wtedy pomyślałem sobie o tym, że los potrafi być niezwykle ironiczny.
Natomiast tydzień temu z rąk Dziekana Uniwersytetu Warszawskiego odbierałem dyplom ukończenia studiów (już drugich). Pan Dziekan coś mówił, gratulował ale ja nie słuchałem, moje myśli skupiały się na tym co zrobić z dyplomem ze specjalizacji ogólnej i translatorskiej. I tak w mojej głowie narodziło się kilka opcji:

a) Wbiec z radosnym uśmiechem do gabinetów najwyższych i krzyknąć "Kochana dyrekcjo! Jestem świeżo upieczonym, dyplomowanym tłumaczem. Zatem macie dyplomowanego bibliotekarza, dyplomowanego tłumacza i NIEdyplomowanego kasjera w jednym. Może jakaś podwyżka, ew. zmiana stanowiska?";

b) Oprawić dyplom i postawić go przy stojaczku z napisem KASA, może czytelnicy przestaną nazywać mnie kasjerem;

c) Wykorzystać dyplom jako "każdy papier, który kiedyś się kończy";

d) Wykorzystać dyplom i nabyte umiejętności do znalezienia dodatkowej/ nowej pracy.

Opcja a i b niestety odpadały. C zdecydowanie odpadała, za ciężko na ten dyplom pracowałem, choć dla niektórych mój dyplom jest "każdym papierem, który kiedyś się kończy "(patrz punkt a i b). Pozostała opcja d i mam zamiar wdrożyć ją w życie :) W poniedziałek praca nadal nie dawała o sobie zapomnieć. Tym razem przybrała formę plotek, które pokonały kilometry dzielące moje mieszkanie od zakładu pracy i radośnie obwieściły mi, że moje zwolnienie to efekt prac zleconych, które wykonuję kosztem pracy stałej. I zacząłem żałować, bardzo żałować, że akurat ta plotka nie jest prawdą, przynajmniej do tej marnej pensji człowiek by sobie dorobił. Ale nic nie było tak druzgocące jak informacja (która niestety plotką nie jest) o tym, że w pracy szykują się zwolnienia. I tak za kilkuletnią współpracę podziękuje się młodym bibliotekarzom (dodam, że wykwalifikowanym). Bibliotekarzom ambitnym, inteligentnym, mądrym, z ikrą , polotem, wiedzą et cetera, cetera, cetera... słodzić mogę niemal w nieskończoność. A pozwalam sobie na taki "cukier" ponieważ niektórych znam od ośmiu lat, co więcej, z niektórymi przeżywałem wzloty i upadki w ciągu pięciu lat studiów.

Żal.pl.

I tu rodzi się pytanie... nie "dlaczego?", na to pytanie nawet nie warto odpowiadać (pozwolę sobie spuścić zasłonę milczenia). Tylko pytanie, "kto zajmie Ich miejsca?" (te wakaty przecież nie znikną). I tak zaczynają się pojawiać kolejne pytania:

Gdzie są miejsca pracy dla wykształconych bibliotekarzy?

Dlaczego nasze pensje są takie niskie?

Gdzie prestiż naszego zawodu?

Dlaczego wielu z nas w pracy nie jest docenianych?

Pytania można mnożyć w nieskończoność.

Na część z nich odpowiedź znajduje się pod tymi adresami:

http://demotywatory.pl/szukaj/page/5?q=studia&where=glowna&when=inf&size=max

http://demotywatory.pl/1081575/Ukonczone-studia

http://demotywatory.pl/867679/--I-co-ty-masz-po-tej-rachunkowosci

http://demotywatory.pl/757572/Praca

http://demotywatory.pl/1170895/Polski-rynek-pracy

http://demotywatory.pl/1137133/KONIEC-STUDIOW

http://demotywatory.pl/556116/Gratulacje

http://demotywatory.pl/143624/5-lat-studiow-2-fakultety-certyfikaty

http://demotywatory.pl/100148/Twoja-praca

http://demotywatory.pl/70896/Politologia-socjologia-europeistyka

http://demotywatory.pl/1176921/--Wiec-czemu-pani-zostala-prawniczka

Demotywator prawdę Ci powie...

Że niby ja sarkastyczny? A w życiu!

poniedziałek, 8 marca 2010

08.03.2010 r.

Czerpiąc z PRL-u:



I naturalnie coś zgryźliwego ;)

czwartek, 4 marca 2010

Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty...

Niezliczona ilość psich odchodów i dziury w asfaltówce - zwiastuny wiosny...

wtorek, 16 lutego 2010

Przemieszczając się łódzkim MPK...

Czekając na autobus...

[P]an bez karku stojący z galerianką.

[D]rugi pan, który nie potrafi podrapać się po plecach (też z [G]alerianką).


Przypadkowe spotkanie.

[P]: Staaary!

[D]: O k***a! Cześć!

[P]: W c**j (uniwersalny liczebnik nieokreślony) czasu.

[D]: No... A sorry, pozwól, że Ci przedstawię. Moja świnia Natalia.

[G]: Cześć! Natalia jestem.

Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim.
Georg Orwell "Folwark zwierzęcy"

poniedziałek, 15 lutego 2010

Zza bibliotecznej lady...

To uczucie kiedy książką (na którą tak czekasz) zakupiona w marcu zeszłego roku, dziś trafia na półkę do wolnego dostępu... bezcenne :)

niedziela, 14 lutego 2010

Zawartość cukru w cukrze

Nie wiem co mnie podkusiło aby dzisiaj wybrać się do "Manufaktury próżności" i tam w towarzystwie pysznej kawy i dobrej książki spędzić popołudnie. Gdybym był diabetykiem to nawet największa dawka insuliny by mi nie pomogła. "Słitaśne" buziaczki, "słitaśne" uściski, "słitaśne" serduszka, "słitaśne" spojrzenia, "słitaśne" uśmiechy... Nawet moja ulubiona kawa była słodsza niż zwykle. Po dwóch godzinach spędzonych w karmelowej atmosferze powiedziałem dość!

Wikipedia podpowiada, że Święty Walenty to patron ciężkich chorób, zwłaszcza umysłowych, nerwowych i epilepsji. Teraz wiem czemu Św. Walenty jest kojarzony z dniem zakochanych, większość ludzi w tym dniu zachowuje się jak cierpiący na choroby umysłowe ]:->

Przy okazji dzisiejszego "święta" trochę literatury pasującej do "słitaśnej" stylistyki. Jest taka pisarka, którą można traktować jako swoisty fenomen. Przez czytelniczki zwana "Sztilową", "Stellą" ew. panem "Stilem". Jeśli nikt z Was jeszcze nie zorientował się o kim mowa to wyjaśniam, że chodzi o bardzo płodną literacko Danielle Fernande Dominique Schuelein-Steel, znaną jako Danielle Steel. W czasach gdy pracowałem w bibliotece publicznej, pani Steel była rozchwytywana, nie ważne czy książka była wydana w roku 1992 czy 2002, każda jej pozycja nie stała na półce dłużej niż 5 min. I pewnego dnia sam postanowiłem zasmakować twórczości pani Steel... i smakowałem 3 razy, za każdym razem rezygnując po 5, 10 stronach. Za trzecim razem krzycząc "na pohybel" chwyciłem liczącą zaledwie 128 stron skromną książeczkę pod tytułem "Anioł Johnny". I ponownie po kilku stronach musiałem wypić szklankę soku z cytryny. Do dziś nie wiem w czym tkwi fenomen "Stelli", co w jej twórczości tak podoba się czytelnikom?

Dobra, może nie jestem romantykiem...

W każdym razie, dla wszystkich cierpiących na choroby umysł... tzn. wszystkim zakochanym i lubiącym ckliwe historie polecam "dzieła" pani Steel.


I pozostając nadal w "słitaśnej" stylistyce coś specjalnie na WALIENTYNKI [sic!]



Zastanawiam się czemu pani Aldona nie reprezentowała nas jeszcze na konkursie Eurowizji? Jestem pewien, że zdeklasowałaby konkurencję...

Może za rok, z tego co mi wiadomo w dzisiejszych krajowych eliminacjach pani Aldony zabrakło, a szkoda...

poniedziałek, 8 lutego 2010

Zza bibliotecznej lady...

U mnie cuda zobaczycie i dziwy usłyszycie...

[C]zytelniczka wpłacająca kaucję.

[J]a kaucję przyjmujący.

[J]: Czy wpłacała już pani wcześniej kaucję?

[C]: Nie.

[J]: Czyli nie zna pani wszystkich zasad?

[C]: Nie.

[J]: Wspaniale... Zatem proszę zapoznać się z informacją, która znajduje się tutaj (wskazując na stronę formatu A4 z opisem zwrotu kaucji).

Czytelniczka zagłębia się w lekturze.

[C]: O Boże! O ludzie!

[J]: ?

[C]: O Panienko! Nie wierzę, nie wierzę!

W sumie czemu tu się dziwić, gdybym był na miejscu tej pani, moja reakcja byłaby zapewne identyczna...

A może następnym razem wezwać egzorcystę?

czwartek, 4 lutego 2010

Zza bibliotecznej lady...

Syndrom "lewej nogi" trwa...

Jak wstałem lewą nogą w poniedziałek, tak mamy dziś czwartek i nic nie zapowiada poprawy. Na dodatek moja ulubiona grupa czytelników, czyli "bilingwalni" studenci z wymiany wracają do domów ;( Oni jako nieliczni wykazywali się wysoką kulturą osobistą (nie wszyscy rzecz jasna). Zawsze uśmiechnięci, ciepli, pozdrawiający mnie przy wejściu/wyjściu, dostosowujący się do mojego poziomu językowego :P A teraz ich nie będzie buuu...

Nadal...

I hate my job!

Byle do niedzieli...

poniedziałek, 1 lutego 2010

Młodszy bibliotekarz czyta...


Franken-żywność

Pamiętam jak kilka dobrych lat temu obejrzałem film "Super Size Me" w reżyserii Morgana Spurlocka. O filmie było bardzo głośno. Tych, którzy nie wiedzą o czym piszę zapraszam tutaj. Skutki diety jaką zastosował Spurlock były przerażające. Przerażająca była również moja reakcja po obejrzeniu filmu. Pierwsze co zrobiłem, to skierowałem swoje kroki do najbliższej "restauracji" (to chyba za duże słowo) sieci McDonald's w celu zamówienia soczystej kanapki Big Mac i dużej porcji frytek...

Jestem zwolennikiem zdrowej żywności, niestety... bywają takie dni w miesiącu? tygodniu?, że najzwyczajniej mam ochotę pochłonąć jakiś fast-food. I właśnie taki dzień nastał w zeszłym tygodniu. Po pracy pognałem do McDonald'sa i z rozkoszą zjadłem dwie kanapki McRoyal.

Następnego dnia dwa McRoyale przypominały intensywnie o swojej obecności w moim żołądku. A to skłoniło mnie to poszukania jakiejś książki na temat junk food. I udało się, w moje ręce trafiła licząca niemal 500 stron książka autorstwa Erica Schlossera "Kraina Fast Foodów". Książkę "pożarłem", niczym najlepszego fast-fooda ;P

Schlosser bezpardonowo przybliżył mi historię złotych łuków (i innych fast-foodowych potentatów), które są chyba najbardziej rozpoznawalnym logo na świecie. Dzięki lekturze jego fascynującej książki, wiem co kryje się za niewielką bułeczką przełożoną kawałkiem grillowanego mięsa, musztardą i ogórkiem, podaną z uśmiechem przez kasjera. Bród, smród, wyzysk, cierpienie ludzi i zwierząt oraz E. coli 0157:H7. Po tej książce, hamburgery nie będą już smakowały tak jak kiedyś.

Fragment książki znajdziecie
tutaj.

I'm lovin' it? - zdecydowanie nie...

Zza bibliotecznej lady...


Dziś...

I hate my job!

Jestem jak ten papier toaletowy...

wtorek, 26 stycznia 2010

Młodszy bibliotekarz przed "srebrnym ekranem"


Apokalipsa...

Wiedziałem, że ten film mnie niczym nie porazi. Jednak miałem nadzieję, że oklepaną hollywoodzką fabułę wybronią efekty specjalne. Niestety, próżne me nadzieje. Apokalipsa pod każdym względem. Szkoda, że za bilety nikt mi nie zwróci...


poniedziałek, 25 stycznia 2010

Zza bibliotecznej lady...

Mamo, tato dziadostwo przyszło!

[W]ysokiej kultury osobistej doktorantka.

[J]eszcze wyższej kultury osobistej ja.

[W]: Jestem doktorantką, chciałam się zapisać.

[J]: Dzień dobry (dwa magiczne słowa), z dowodem osobistym, legitymacją i indeksem zapraszam do wypożyczalni.

[W]: Co!? Indeks też jest potrzebny, co za dziadostwo!

Proszę pozdrowić kulawego Wieśka przy monopolowym!

sobota, 23 stycznia 2010

Zza bibliotecznej lady...

Leksykon czytelników - B jak blondynka.




Po ostatnich sześciu dniach pracy dochodzę do wniosku, że ta zabawna reklama jest... bardzo prawdziwa.

B

Blondynka - czytelnik płci pięknej charakteryzujący się jasnym kolorem włosów i silnym makijażem. Czasami kolor włosów może być inny, wówczas mamy efekt tak zwanej "sztucznej inteligencji". Blondynka pojawia się w bibliotece zazwyczaj w gronie przyjaciółek (też blondynek) w okresie podbijania kart obiegowych i/ lub szkoleń bibliotecznych, sporadycznie w czasie sesji. Najczęściej odnosi się wrażenie, że blondynka przybywa do książnicy prosto z pobliskiej dyskoteki (wskazuje na to strój). Strój - obcisłe dżinsy, kuse bluzeczki, pseudo-skórzane rękawiczki bez palców. Palce wykończone akrylowymi szponami, które utrudniają np. zebranie monet z lady. Innymi słowy - wczesna Doda. Nieodłącznymi elementami blondynki jest guma do żucia (intensywna przeżuwana podczas konwersacji), oraz telefon komórkowy z "fikuśnym" breloczkiem. Pytania zadawane przez blondynki są zazwyczaj tendencyjne:

- gdzie tu jest biblioteka?

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Zza bibliotecznej lady...

Dobre rady młodszego bibliotekarza.

Kochani czytelnicy, każdy z nas czasami tego potrzebuje.

Zatem:

Mydło (np. siarkowe) - ok. 9,-

Pasta do zębów - ok. 10,-

Guma do żucia - ok. 3,-

Dezodorant - ok. 12,-

Radość i duma młodszego bibliotekarza - bezcenna :)

I w ramach powrotu do korzeni:

Mydło wszystko umyje
wyk. Fasolki

Mydło lubi zabawę w chowanego pod wodą
Każda taka zabawa jest wspaniałą przygodą
Kiedy dobry ma humor to zamienia się w pianę
A jak znajdzie gdzieś słomkę, puszcza bańki mydlane.

Ref.:
Mydło wszystko umyje, nawet uszy i szyję
Mydło, mydło pachnące jak kwiatki na łące

Mydło lubi kąpiele, kiedy woda gorąca
Skacząc z ręki do ręki, złapie czasem zająca
Lubi bawić się w berka, z gąbką chętnie gra w klasy
I do wspólnej zabawy wciąga wszystkie brudasy.



piątek, 8 stycznia 2010

Młodszy bibliotekarz przed "srebrnym ekranem"


Nie przepadam za tego typu filmami, ale ciekawość zwyciężyła. Sprytnie w środku tygodnia (z nadzieją, że ludzi będzie mało) odwiedziłem pobliski multiplex. A tu niespodzianka - kolejka jak za najlepszych czasów, które pamiętają moi rodzice. Sala 3D wypełniona w 80% (już wiem, który film w tym roku będzie najbardziej kasowym). Ale do meritum... Film kolokwialnie rzecz ujmując "dupy mi nie urwał" - ckliwe, rzewne i wzruszające jak cholera . On się zakochuje w niej, ona w nim i żyją długo i szczęśliwie. A między jednym a drugim miłosnym uniesieniem ziemianie dewastują planetę, na której rozgrywa się akcja filmu. Natomiast świat, który wykreowano techniką komputerową - majstersztyk. Dla samych doznań wizualnych warto i to jeszcze w technice 3D - miodzio. I na dokładkę Sigourney Weaver, nadal w świetnej formie.

Młodszy bibliotekarz czyta...


Ta książka miała mnie wprowadzić w świąteczny nastrój. I w zasadzie... udało się. Wzruszająca historia małego Eddiego, którą czyta się doskonale. Nie tylko ze względu na styl jakim posługuje się autor. Od strony technicznej (druk, światło między linijkami), książka jest bardzo przyjemna dla oczu. Sam wygląd książki - mniam. Świąteczna obwoluta, wyklejka, kapitałka, pięknie zdobione stronice - prezent gwiazdkowy jak znalazł. Niestety w jednym z ostatnich rozdziałów dochodzi do takiego stężenia sentymentalizmu, że... normalnie mdli. To moim skromnym zdaniem psuje cały efekt. Zatem... warto czytać ale nie do końca ;)

środa, 6 stycznia 2010

Zza bibliotecznej lady...

Okres kar i naporu...

Kiedy kończy się okres abolicji rozpoczyna się prawdziwe piekło, piekło fochów, roszczeń i masowego robienia łaski.

[C]ytelnik jeden z tych...

[J]a, to na mnie należy wyładować swoją agresję.

[C]: (Tonem roszczeniowym podczas płacenia kary). Przepraszam bardzo, a do czyjej kieszeni trafiają te pieniądze?

[J]: Szanowny panie, do mojej. Zawsze po pracy zapraszam moją zmienniczkę na wystawną kolację do restauracji Grand Hotelu. Po kolacji i deserze wracamy taksówkami do domu. Niestety nie wiem, pod koniec miesiąca pieniądze są przekazywane do kasy rektoratu, a co dzieje się z nią później? Tego już nie wiem.

[C]: Wie pan co? Jeszcze nigdy w życiu nie płaciłem kary w bibliotece, od kiedy to w bibliotece należy płacić kary, czy gdzieś o tym napisano?

[J]: Proszę pana, wszystko napisane jest w regulaminie. Do końca roku nie pobieraliśmy kary, mógł pan oddać książkę wcześniej.

[C]: Czy gdzieś o tym napisano?

[J]: Tak... na naszej stronie internetowej.

[C]: Nie zauważyłem! Trzeba był to napisać większą czcionką!

[J]: @$#%&

.....................................................................................


[C]zytelniczka, jedna z tych...

[J]a.

[C]: (Tonem roszczeniowym - to już norma). Chciałam karę zapłacić.

[J]: Poproszę 2, 60.

[C]: Można płacić kartą, prawda?

[J]: Niestety nie.

[C]: Proszę? Chyba pan żartuje?

[J]: Nie.

[C]: Nie no, no... to jakaś kpina, to ma być biblioteka? To jak ja mam zapłacić?

[J]: Proszę zostawić kartę wraz z pinem i zgłosić się do mnie za dwie godziny ]:-> Zapłaci pani, jak będzie pani miała drobne.

[C]: Skandal, normalny skandal!

[J]: @$#%&



Zza bibliotecznej lady...

Że co?

[C]zytelniczka w biegu.

[J]a - brat kasy fiskalnej (wiecie, teraz kary płacą).

[C]: (Sapiąc i dysząc) Gdzie tu jest drukarnia?

[J]: (Czule nabijając karę wysokości 2,40 Polskich Nowych Złotych na kasę). Słucham?

[C]: Pytam gdzie tu jest drukarnia.

[J]: Drukarnia?

[C]: No chcę coś wydrukować.

[J]: Może wystarczy pani drukarka tylko?

[C]: No przecież mówię!

[J]: Gdybym tak miał paralizator...

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...

Ostatni dzień 2009 roku... dobrze, że już minął. Podczas urzędowania w prose... w informatorium udzielałem głównie jednej informacji:

Toaleta znajduje się na każdym piętrze nowego gmachu, lub przy szatni.

Jeszcze trochę a zacznę pobierać opłatę za korzystanie z WC i zamienię się w babcię klozetową.

Na Placu Wolności wylądował pojazd obcych (zdjęcie), który zakrył pomnik Tadzia Kościuszki. Biedny Tadeusz... nawet nie wiedział jakie kosmitki z niego wysiadły przed północą.


Zabawę sylwestrową mógłbym zaliczyć do udanych, gdyby nie czterokrotne nasłuchiwanie muszli... bynajmniej nie koncertowej.

Zimnej tortilli mówię NIE!

Ponoć jaki koniec/ początek roku, taki cały przyszły rok - dziękuję, ja wysiadam.

Mimo wszystko:

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI BIBLIOTEKARZE!!!