piątek, 26 marca 2010

Młodszy bibliotekarz przed "srebrnym ekranem"

Going down the rabbit hole...


Czyli "zmierzać w głąb króliczej nory". Rzekomo w środowisku narkomanów zwrot ten oznacza zażywanie narkotyków. Plotki głoszą, że autor "Alicji w Krainie Czarów" Charles Lutwidg Dodgson, lepiej znany jako
Lewis Carroll, napisał książkę będąc "na haju". Ja jestem skłonny w to uwierzyć. Oglądając ekranizację książki Carolla (w 3D, oryginalnej wersji językowej i niemal pustej sali) miałem wrażenie, że sam jestem "na haju". Plastyczne schizofreniczno-surrealistyczne wizje Tima Burtona wykreowane za sprawą techniki komputerowej (Kot z Cheshire mmmm...) i aktorów (wszechstronny Johny Depp, świeża Mia Wasikowska i powalająca Helena Bonham Carter) powodują, że nie wiem jak zakończyć to zdanie :P Warto jeszcze wspomnieć o Anne Hathaway, która trzyma narkotyczny poziom filmu, zachowując się jak odurzona opium. Całości dopełnia wspaniała muzyka. Kino na dobrym poziomie plus narkotyczne wizje bez używek :)

Mówię Wam, czerwona królowa istnieje ]:->



2 komentarze:

  1. wlasnie dlatego kocham tego typu filmy, kolor, szalenstwo plastyki.. i inny swiat:)
    zapomina sie wtedy o prozie zycia:)
    warto bylo leciec na alicje:)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak - film naprawdę niezły! :D

    OdpowiedzUsuń